niedziela, 27 września 2015

Spacerowe absurdy, czyli historie z życia psiarza wzięte

Z pewnością każdy psiarz spotkał się kiedyś na spacerze z jakąś nieprzyjemną sytuacją, dziwnym tekstem usłyszanym z ust innej osoby na psi temat. Wiecie więc, jak bardzo takie momenty potrafią wyprowadzić człowieka z równowagi. Miałam nieszczęście znaleźć się w centrum kilku takich nieprzyjemnych lub po prostu dziwnych/śmiesznych zdarzeń, którymi chcę się z Wami podzielić. Może dzięki temu poczuję się nieco lepiej :)



*   *   *

Przywilej szczenięcia
Jesteśmy na spacerze w lesie. Azra jest luzem. Na horyzoncie pojawia się jakiś pan, zbliżamy się do niego. Ma dwie cziłałki, też luzem. Kiedy nas zauważa, bierze jedną z nich na ręce. Idziemy sobie jakby nigdy nic. Rzucam psu patyki, bawimy się. I najwyraźniej zajmujemy JEGO polankę. Pan stoi w miejscu, trzymając nadal cziłałkę na rękach i celując we mnie swój morderczy wzrok. Najwyraźniej liczy, że sobie pójdziemy. Ha, no niby z jakiej racji? Azra nagle podbiega do tego z jego psów, który szczęśliwie znajduje się na ziemi. Wącha się z nim kulturalnie po czym ponownie oddaje się eksploracji otoczenia. Dokładnie w momencie podbiegnięcia mojego kundla do jego cziłałki rozpoczyna się dyskusja (przytaczam oczywiście wersję skróconą mniej więcej o połowę):

- Weź na smycz tego psa!
- Przecież pana psy nie są na smyczy.
- Weź psa na smycz, mówię!
- Pana psy są luzem, dlaczego mój ma być zapięty?
- Ale ten to szczeniak! (wskazuje na tę cziłałkę szczęśliwie utrzymującą kontakt z podłożem)
- A co to za różnica, czy szczeniak, czy dorosły?
- Nie denerwuj mnie!

Po czym sobie poszedł. Panu widocznie zabrakło argumentów. Jaka szkoda. Zastanawia mnie psia "polityka" tego osobnika. Czy to znaczy, że z dniem kiedy pies kończy rok zostaje oficjalnie zapięty na smycz na resztę życia? Bo tak wynikało z pana wypowiedzi. Ludzie są dziwni. A co śmieszniejsze, pan ten posiadał tylko jedną smycz, w dodatku automatyczną, więc nawet gdyby chciał, nie mógłby wziąć obu piesków na smycz, żeby wymusić na mnie to samo :P

*   *   *

Wiem lepiej, jak się czuje Twój pies!
Zabrałam Azrę na przejażdżkę rowerową w ramach wieczornego spaceru. Jedziemy żółwim tempem, maszer spokojnie by się z nami zrównał. Kilka minut po wyjściu z domu mija nas dwóch rowerzystów, pan i pani. Pani przejeżdżając obok nas rzuca w moją stronę komentarz:

- Ten pies to już zmęczony jest, chciałam ci powiedzieć. - mówi z nutą dezaprobaty w głosie.

Proszę pani. Pomijając, że dopiero co wyjechałyśmy. To, że pies ma lekko otwarty pysk w czasie biegu jest zupełnie normalne. To, że mój pies nie ciągnie na smyczy i nie wyrywa się dzikim galopem do przodu nie znaczy, że pada ze zmęczenia, tylko że jest nauczony ładnie biec przy rowerze. Proszę mi nie mówić, jak się czuje mój pies, bo ja wiem to lepiej od pani. Nie pędzimy, jedziemy wolnym, równym tempem. Jest wieczór, gorąco nie doskwiera. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Wręcz przeciwnie - mój pies z pewnością jest zadowolony z przejażdżki i możliwości pobiegania zamiast dreptania dookoła bloku. Znam możliwości swojego pupila i wiem, na ile mogę sobie pozwolić.
Nigdy nie zrozumiem dlaczego ludzie wypowiadają się na temat danej osoby/zwierzęcia widząc go pierwszy raz w życiu przez dwie sekundy...

*   *   * 

No bo gdzie, jak nie po głowie?
Pani będące na spacerze ze swoim psem bez pytania głaszcze Azrę.
- Proszę tylko nie po głowie.
- Dlaczego?
- Psy tego nie lubią.
- Mój lubi.

W takim razie współczuje Pani psu, skoro tak pani myśli - pomyślałam sobie, na szczęście powstrzymałam się od wypowiedzenia tych słów na głos. Psu ogólnie lubiącemu kontakt z człowiekiem pewnie nie będzie strasznie przeszkadzało dotykanie głowy, ale myślę, że przyjemności też mu to nie sprawi. Głaskanie po głowie jest przyjemne dla człowieka, z tym się zgodzę, ale dla psa - niekoniecznie.

*   *   * 

Błędna interpretacja
Idziemy sobie z Azrą chodnikiem. Z naprzeciwka nadchodzą w naszym kierunku dwie panie ze swoimi psami. Jednym z nich jest pewna lękliwa i znerwicowana sunia, dużych gabarytów. Drugim z psów jest średniej wielkości kundel, pies. Ujada na wszystkie mijane czworonogi. Pomimo tych cech psy są puszczone luzem, a właścicielki plotkują sobie w najlepsze. Nie mam za bardzo gdzie uciec, bo znajdujemy się między kanałem, a ogrodzeniem osiedla, więc biorę Azrę na smycz z cichą nadzieją, że owe panie zrobią to samo (wtedy jeszcze wstydziłam się wołać do właścicieli z prośbą o zawołanie psa itp.). Nie zrobiły. Myślałam, że spokojnie przejdziemy sobie obok, bo Azra raczej unika wdawania się w bójki. Podchodzimy coraz bliżej, psy nas zauważają i co robią? Pędzą w naszą stronę, na wprost, i rzucają się na Azrę. Ta zaczęła biegać dookoła mnie uciekając przed psami, a spomiędzy psiego futra wydobywały się iście piekielne dźwięki.
Nie wiem dokładnie, co wtedy zaszło, czy obce psy początkowo miały dobre zamiary czy nie, byłam zbyt zestresowana żeby im się przyglądać. Skupiłam się tylko na tym, żeby wyciągnąć Azrę z powstałej kotłowaniny. Wzięłam ją na ręce i poszłam dalej, w stronę właścicielek, które nawet nie raczyły zawołać swoich psów tylko jakby nigdy nic poświęcały się rozmowie. Podeszłam do nich i zapytałam, czemu puszczają agresywne (nie jestem behawiorystą, ale jak dla mnie to zachowanie zdecydowanie kwalifikowało się do miana agresywnego) psy luzem. Jedna z pań odpowiedziała, że jej sunia przecież ma kaganiec (faktycznie, miała - ciasny, materiałowy z otwartym przodem; ani komfortowy dla psa, ani zabezpieczający przed ugryzieniem). Odpowiedziałam, że co z tego, nawet jeśli ma kaganiec to takiego psa trzeba mieć pod ścisłą kontrolą, prowadzić go na smyczy, bo nawet mając kaganiec może zrobić drugiemu psu krzywdę. Jeśli nie fizyczną to psychiczną. Ale co z tego, pani i tak wie swoje. Wydaje jej się, że jak się jej sunia zaprzyjaźni z jakimś psem to automatycznie toleruje wszystkie inne. A najlepszy był tekst tej pani, kiedy zwróciłam jej uwagę:

- Ona się chciała tylko pobawić!

Jeśli tak wygląda zabawa, to ja podziękuję. Bo jak dla mnie uciekający w panice, skamlący, rozedrgany  pies nie był właśnie uczestnikiem zabawy, chyba, że się mylę i nie wiem, jak wygląda kulturalna, psia zabawa.

Swoją drogą: oczywiście jest w tym też trochę mojej winy, powinnam wtedy zawrócić, wiem, no ale stało się, jak się stało. Człowiek uczy się na błędach. Następnym razem będę ostrożniejsza i nie będę w takim stopniu ufała obcym ludziom.

*   *   *

MÓJ jest ten kawałek chodnika...
Pewnego niedzielnego popołudnia odbywamy wspólną przejażdżkę na rolkach (tzn. ja jestem na rolkach, Azra nie ;). Akurat wjeżdżamy na wąską ścieżkę wciśniętą między osiedle bloków, a kanał. Przed nami idzie pan z psem, dużym, puchatym, czymś na kształt przerośniętego chow-chowa, nie przyglądałam mu się dokładniej. Pies jest na smyczy automatycznej (grr, czy tylko ja nie znoszę tego ustrojstwa??), rozciągniętej na co najmniej połowę długości. Pan idzie po jednej stronie ścieżki, pies po drugiej, a środek przecina linka. Ja z Azrą próbujemy wyminąć ich lewą stroną, ale pies idzie zbyt blisko brzegu. No to próbujemy z prawej, ale Pan wchodzi centralnie przed nas zupełnie już torując drogę. W końcu udaje nam się przecisnąć (na rolkach po trawiastej, usianej złamanymi gałęziami powierzchni, w dodatku z psem na drugim końcu smyczy nie było to łatwe i musiałam przy tym śmiesznie wyglądać, chociaż mi do śmiechu wcale nie było). Chcę jak najszybciej oddalić się od pana z psem, ale kiedy odwracam się widzę, że pies biegnie za Azrą rozwijając smycz. Patrzę wymownie na Pana, ale ten jakby zupełnie nie widząc problemu, nie raczył zrobić użytku z przycisku blokującego smycz, nie próbował nawet zawołać psa. Więc mówię:

- Mógłby Pan przytrzymać psa? - Po zupełnym braku reakcji już mniej grzecznie dodaję:
- Wie Pan, że istnieje coś takiego, jak blokada smyczy?
- A po co? (czy coś w tym stylu) - odpowiada mężczyzna. Pies dalej za nami biegnie usiłując obwąchać Azrę.
- Widzi Pan przecież, że mój pies nie ma ochoty się witać. (Azra w tym momencie przerażona szarpie się, żeby uniknąć kontaktu z większym od niej psem, oplątując mnie tym samym smyczą i o mało nie wytrącając z równowagi)
-  Jedź, nie gadaj!

Tego już było za wiele, ale że nie widziałam sensu w dalszej dyskusji, szybko się oddaliłyśmy. Ta sytuacja naprawdę zagotowała mi krew w żyłach. Panu ewidentnie wydawało się, że jest Panem i Władcą tego chodnika i nikt inny na pewno z niego nie korzysta, więc on ma prawo całkiem blokować przejście, a jego pies może chodzić gdzie mu się żywnie podoba i za całkowitym przyzwoleniem właściciela zaczepiać obce psy, będące w dodatku na smyczy. Do tego jeszcze miał czelność zwracać się do mnie w tak opryskliwy sposób. Zero szacunku do ludzi i przestrzeni osobistej ich psów! Bo przecież JEGO pies jest najważniejszy i jak chce powąchać mojego przestraszonego, usiłującego uciec psa, to koniecznie trzeba mu na to pozwolić, bo ON CHCE. I oczywiście nie trzeba respektować prośby drugiej osoby o przytrzymanie swojego pupila, bo po co? Lepiej pozwolić mu biec za innym psem, a co tam.

*   *   *

To teraz Wasza kolej - podzielcie się swoimi historiami, żebym wiedziała, że nie jestem jedyna ;)

23 komentarze:

  1. Jesteś kolejną osobą, która udowadnia mi, że mamy wyjątkowe szczęście, jeśli chodzi o innych spacerowiczów. Mi podobne sytuacje przydarzają się rzadko, właściwie częściej jestem mile zaskoczona, niż oburzona, chociaż nie brakuje też oczywiście sytuacji, kiedy ktoś podnosi mi ciśnienie ;) W pierwszym przypadku jednak, dla świętego spokoju, odwołałabym psa wcześniej i nie pozwoliła na witanie - wtedy pan nie miałby się do czego przyczepić, a Ty uniknęłabyś dyskusji. Ja robię tak już z przyzwyczajenia, nie zależy mi szczególnie, żeby moje psy miały kontakt z kimś, kto z daleka daje do zrozumienia, że raczej nie odbierze tego w sposób pozytywny. Natomiast sytuacja z psami ganiającymi Twoją suczkę to po prostu brak odpowiedzialności ze strony kobiet - w takiej chwili nie wyobrażam sobie zostawienia takiego wybryku bez przeprosin. Może nic one nie zmienią, ale się drugiej stronie należą, nie rozumiem jak można się jeszcze w takiej sytuacji sprzeczać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zazdrościmy Ci. Nasze ulubione spacerowe ścieżki są niestety ulubionymi ścieżkami także innych, niekoniecznie kulturalnych i otwartych na współpracę, psiarzy. A jedna z tamtych kobiet zamiast przeprosić usiłowała wmówić mi, że "przecież nic się nie stało, ona chciała się bawić, że skoro tak się martwię o swojego pieska, to cośtamcośtam..." Gadała od rzeczy i nie widziała nic złego w tym, że jej dużych rozmiarów suka pędzi do innego psa na wprost wywołując przy tym poważną sprzeczkę.

      Usuń
  2. No cóż nic nie poradzisz, ludzie są różni i mają różne podejście do psa i do życia w ogóle. U nas najczęściej komentowane jest, że piesek warczy, zdarza się że dzieci są brane na ręce, gdy przechodzimy obok, raz kiedyś Vigo przebiegł obok dziecka, nawet się nie spojrzał, a mały dostał takiego ataku płaczu, że koniec (współczuje takim dzieciom bo być może nigdy poznają nigdy radości z obcowania ze zwierzętami), a do moich ulubionych piesków należą niestety "labradory bez genu agresji". Ludzie myślą, że biorąc psa tej rasy otrzymają w pakiecie dobrze ułożonego, wychowanego, nie agresywnego pieska dla dzieci. Eh.. Pozdrawiamy i życzymy samych miłych sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie boli strasznie to, że labki są traktowane jak zaprogramiwane niżański do dzieci... A jak warknie pociągnięty za ucho to jest oddawany albo wyrzucany, bo ma znosić wszystkie wybryki dziecka...

      Usuń
  3. W pierwszej opisanej sytuacji też byłabym niezadowolona, to że moje psy są bez smyczy nie jest przyzwoleniem na podlatywanie, witanie się i zaczepianie ich przez obcego psa. Nie rozumiem zasady 'pies na smyczy - nie podchodź, pies bez smyczy - rób co chcesz' - moje psy nie podłażą i nikogo nie zaczepiają więc życzę sobie tego samego czy są na smyczy czy bez niej i naprawdę nie obchodzi mnie w jakim celu piesek podbiega.
    Moja suka bardzo lubi głaskanie po głowie, zwłaszcza między oczami - ale to pieszczota zarezerwowana na czas reklasu ;) .
    Najsmjtniejsze w tym wszystkim jest to, że z takimi ludźmi trzeba użerać się na codzień i takie buractwo niestety kest chyba więlszym % wśród przeciętnych właścicieli psów z osiedla...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi przede wszystkim chodzi o to, że jak już ktoś czegoś ode mnie oczekuje, przykładowo: żebym wzięła psa na smycz itp., to nie umie grzecznie poprosić, tylko musi wydzierać się tak, żeby wszyscy dookoła słyszeli i gdyby nie wiadomo jakie straszne rzeczy się działy. Jak ktoś grzecznie się do mnie zwraca, to zazwyczaj mimo wszystko spełniam jego prośbę, ale mam alergię na wymuszanie i wypowiedzi kompletnie pozbawione szacunku.

      No niestety - nas kulturalnych jest mało... ;)

      Usuń
    2. Rozumiem i w pełni popieram - zawsze proszę o zawołanie psa, ale jednocześnie chciałabym nie musieć się o to dopraszać każdorazowo - chciałabym po prostu żeby ludzie wreszcie zaczęli myśleć i ponosić odpowiedzialność za swoje zwierzęta. A swoją drogą mam na osiedlu delikwenta na którego prośby nie działały, dopiero jak ryknęłam że ma w podskokach zbierać kundla to dotarło i omija mnie szerokim łukiem z zablokowaną flexi.

      Usuń
  4. Ja właśnie tworzę posta na podobny temat, więc za kilka dni powinien się pojawić :-P

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas pod tym względem nie ma takiej tragedii- inna sprawa, że wychodzę chyba o kompletnie nietypowych porach, bo spacerowiczów z psami jak na lekarstwo :P. Zobaczymy co przyniesie październikowy powrót do naszego wielkomiejskiego parku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Smycz automatyczna :/ samą smycz lubię, za to nie lubię ludzi którzy nie potrafią jej obsługiwać (tak niektórzy nie mogą ogarnąć dwóch przycisków). A jeszcze jak z taką smyczą chodzą dzieci to normalnie krew zalewa :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby też posiadam Flexi, ale rzadko jej używam, bo tego nie lubię. Czasami jest przydatna, jednak ma więcej wad niż zalet wg mnie. Martwi mnie najbardziej widok psów na smyczy automatycznej i w katarku/kolczatce. Ich właścicielom przydałoby się szkolenie z zakresu używania i łączenia ze sobą różnych narzędzi we współpracy z psem, bo widocznie nie mają o tym pojęcia.

      Usuń
    2. A o dzieciach wyprowadzających psy, nawet nie na Flexi, tylko na "normalnej smyczy", w ogóle nie wspomnę, ale to temat na inny post...

      Usuń
  7. "GŁASKA GŁASKA (głaskanie oczywiście po głowie)
    -wrrrrrrrr
    -zabierz tego agresywnego psa, przecież małe kundelki są spokojne.
    -to pa...
    -aaa, ma czarne podniebienie, jak można wziąść (na marginesie: pisze się wziąć, tu w kontekście adoptować) takiego psa."

    Kwestia pana z dwoma sznaucerami latającymi luzem (mój też latał luzem, ale widząc psy sto metrów przed nami automatycznie wołam i zapinam) a ten ani myśli. Ach Ci ludzie.

    Tak poza tym chodzę na flexi i jestem bardzo zadowolony, rozwija się na maksa wtedy gdy pies wącha sobie krzaczek a ja idę dalej do przodu. Nie wiem po co popadać w fobię na punkcie tej smyczy. Szczeniaki oczywiście nie, ale starszy stonowany pies to zupełnie inna sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fobię?? Kto tu mówi o fobii? To, że nie lubię tego typu smyczy nie znaczy, że uciekam na drugą stronę ulicy kiedy widzę używającą jej osobę. Nie popadajmy w skrajność ;) Fajnie, że Tobie wygodnie się jej używa. Pozostaje tylko życzyć przyjemnych spacerów :)
      Ja za nimi nie przepadam, bo: a) są ciężkie, b) są duże i nie da się ich przewiesić przez ramię, ani zwinąć i włożyć do kieszeni, c) jak spadnie na chodnik to robi straszny hałas straszący mojego wrażliwego psa, d) nie mogę takiej smyczy puścić za psem, kiedy ten chce np. wygodnie przywitać się z innym psem, a ja chcę nadal mieć go pod kontrolą, e) zdarza im się zacinać w najmniej odpowiednim momencie... Wymieniać dalej? :)

      Rzeczywiście małe kundelki mają ciężkie życie - muszą być idealne i uległe, no i muszą dawać się głaskać, no bo jakżeby inaczej...? Ludzie, którzy mają takie podejście, powinni kupić sobie pluszowego psa - cierpliwy, nie szczeka, nie warczy, daje się głaskać po całym ciele, nie trzeba z nim wychodzić na spacer, a do tego nie je! No psi ideał ;)

      Usuń
  8. O Jezusie, jak ja dawno na Twoim blogu nie byłam! Pisze tu Emilia - myślę, że mnie pamiętasz ;).
    Ja na szczęście nie miałam takiej sytuacji, więc jestem z siebie dumna (?).
    Zapraszam na mojego bloga (już nowego ;))
    psi-zawrot-glowy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja to jestem za napisaniem książki Kynologiczne Absurdy, uwzględniając własne przeżycia i to co czytam na blogach. Ulubionym moim tematem są klikery. Idę do zoologa, pytam:
    -dostanę kliker?
    -a cóż to takiego??
    -takie pudełeczko, co się klika
    (...)
    kiedy się szkoli psy
    -a, to nie, tylko gwiazdki mamy
    XD
    Trochę się z tobą nie zgodzę jeśli chodzi o głaskanie po glowie, psy które od szczeniaka są przyzwyczajone to mogą to polubić. Sama widzę po moim psie jak podstawia łeb do miziania. Ale fakt, obcych psów po głowie się nie tyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwróciłaś uwagę na ważna kwestię odnośnie głaskania - mój czy obcy. Jeśli kogoś pies lubi mizianie po głowie to mi nic do tego, ale wobec obcego psa nie powinno się tego nigdy robić. Tylko ciężko to przetłumaczyć innym ;)

      Usuń
  10. Ja pozwalam podchodzić. To uczy zachowania się przy innym psie. Jak pies ma się nauczyć psich relacji jak mu się na to nie pozwala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że należy pozwalać psu na nawiązywanie kontaktów z pobratymcami. Jednak nie każdy pies będzie dobrym nauczycielem zachowań społecznych dla naszego czworonoga. Należy uważać, z kim spotyka się nasz pies (zupełnie jak z dzieckiem i jego znajomymi ;) ). Ja osobiście nie pozwalam Azrze na konfrontację z przypadkowymi psami, napotkanymi na spacerze, które widzę pierwszy raz w życiu i nie wiem nic ani o nich samych, ani o ich właścicielach. Według mnie fajnym rozwiązaniem jest przedstawianie się na internetowych forach dotyczących właśnie spacerów z psami. Można tam opisać siebie oraz swojego psa i dzięki wpisom innych osób poznać pasujące do nas duety, z którymi umówimy się na spacer. Tym oto sposobem jeszcze przed spotkaniem wiemy co nie co o psie, z którym mamy się spotkać i istnieje duża szansa, że spotkanie przebiegnie pomyślenie, a zarówno psiaki jak i "człowieki" przypadną sobie nawzajem do gustu. :)

      Usuń
  11. Och tak, ile to ja razy spotkałam się z takimi sytuacjami. A chyba najczęściej zdarza się ta, w której okazuje się, że obca pani/pan zna lepiej potrzeby mojego psa, niż ja sama. Co się okazuje potem? Że ta właśnie osoba nigdy nie miała własnego psa lub chociażby styczności z psami. Aczkolwiek to nie wszystko. Ulica na której mieszkam jest iście "psia" (w praktycznie każdym domie jest pies). Ja, jak codzień wybrałam się na krótki spacer z moim psem. Byłam przygotowana, wzięłam smycz, pojemnik na psie odchody i woreczki. Niedaleko mojego domu znajduje się mała dróżka, prowadząca przez wiele drzew. Gdy mój pies załatwiał swoją potrzebę podeszła do mnie sąsiadka i powiedziała:
    -Radzę ci posprzątać po psie, bo (i tu nie chcę wymawiać nazwiska mojej innej sąsiadki) się zdenerwuje; ona tutaj sprząta, dletego prosi, aby każdy sprzątał po swoim piesku.
    -Dobrze-odpowiedziałam.
    Pomyślałam, że to super jeśli będziemy mieć czystą ulicę. Około tydzień później wyprowadzając psiaka na spacer zauważyłam tabliczkę z napisem:
    "Oto świadectwo kultury
    mojego pana/pani
    Azorek"
    Tabliczka była wbita tuż przed (brzydko mówiąc) kupą. Wiadomo, nie ma żadnego Azorka, tabliczka tyczyła się jakiegoś właściciela, który nie posprzątał po psie. Zamurowało mnie, zresztą zaraz dowiecie się dlaczego ;) Najwidoczniej, sąsiadki mające psy oskarżyły o to mnie, bo zawsze przechodząc i mówiąc "Dziędobry" nic nie odpowiadały, zupełnie jak gdyby były obrażone. Wszystko bym zrozumiała, jestem młoda itp., ale szkoda, że sąsiadka, tak, ta która zrobiła tę tabliczkę nie pilnuje swojego psa. Spuszcza go, a ten chodząc po całej ulicy, zawsze dotrze do nas, a u nas załatwi się, opsika kwiatki. To ja powinnam zrobić taką samą tabliczkę i przykleić ją na drzwiach sąsiadki. Wiem, moja sytuacja nie zdarzyła się konkretnie na spacerze, jednak jest to z tym związane. Mam nadzieję, że tym dość długim komentarzem poprawiłam Ci nastrój i już wiesz, że nie jesteś jedyna, jeśli chodzi o takie sprawy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Muszę powiedzieć, że mam ogromne szczęście mieszkam przyparku, w którym wszyscy psiarze się znają od poniedziałku do piątku wieczorem chodzimy na wspólne spacery, psy grzecznie się bawią I lecą za właścicielami. Ciekawy widok szczególnie, że w skład "mieszanego zespołu" wchodzi: basset, bernardyn, yorki, west, husky, lablador, kilka kundelków I leonberger. Jak cała wataha chodzi po chodniku (oczywiście grzecznie z małymi przerwami na zabawie na trawniku) wzbudza śmiech spacerowiczów :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka zaufana ekipa spacerowa to skarb! Zazdrościmy. :)

      Usuń

Z pewnością masz coś do powiedzenia - komentuj śmiało :) Każdy komentarz to +10 do motywacji!