niedziela, 19 lipca 2015

Uczciwy zawsze... poszkodowany?

Będąc aktualnie na wakacjach za granicą, z psem oczywiście, i błogosławiąc darmowy dostęp do campingowego internetu postanowiłam napisać ten wpis aby wyrazić moją dezaprobatę ku pewnemu niezmiernie irytującemu mnie zjawisku, z którym tutaj spotykam się co krok, chociaż nie dotyczy ono wyłącznie tego typu miejsc wypoczynkowych.

W trakcie pisania poniższego tekstu odnoszę się głównie do campingów, bo to na nich spędzamy większość naszego wakacyjnego wyjazdu.

Ostatnimi czasy coraz większa liczba campingów/hoteli/pól namiotowych i innych podobnych ośrodków otwiera się na przyjmowanie gości z psami, co jeszcze niedawno było rzadko spotykanym zjawiskiem. Teraz niejedno takie miejsce można by wręcz nazwać "psim campingiem" za względu na jego wyposażenie i przystosowanie do psich potrzeb. Psie plaże, psie baseny, place zabaw dla psów, kosze na psie odchody z woreczkami (!), myjnie dla psów... Takich uDOGodnień do dyspozycji psów i ich właścicieli znajdujemy coraz więcej, co nie zmienia faktu, że nadal oferujących je miejsc jest stosunkowo niewiele.

A jednak to, że na camping można przyjechać z psem nie zawsze - a raczej rzadko - oznacza, że pies jest mile widziany na absolutnie całym jego terenie. Często spotkać się można z taką sytuacją, że nie ma problemu z pobytem czworonoga w rejonie stricte "sypialnym", ale pojawia się on już kiedy chodzi o restauracje/bary czy przede wszystkim plaże znajdujące się na terenie ośrodka. Tak właśnie jest m.in. na campingu, na którym obecnie przebywam razem z rodzinką i Azrą. Pomijam już kwestię, że jest to spory problem jesli się przyjechało z psem na wakacje a nie można go zabrać ze sobą na plażę - to jest temat na inny post i nie do tego w tej chwili zmierzam.

Chcę opowiedzieć o ludziach, którzy bez zastanowienia łamią zakazy wstępu z psami w wyżej wymienione miejsca. Takim osobom wydaje się, że jeśli zapłacili za pobyt psa w danym miejscu to jasne jest, że może on z nimi przebywać zawsze i wszędzie w każdym zakątku campingu w tym na plaży. Nie rozumieją, że zakaz wstępu z psem na plażę jest Zakazem Wstępu z Psem Na Plażę, a nie kolorowym obrazkiem powieszonym przy wejściu dla ozdoby. Nie raz i nie dwa (i trzy też nie) widziałam sytuację kiedy państwo z pieskiem - zazwyczaj typu jork lub cziłała z całym szacunkiem dla wszystkich przedstawicieli tych ras - zbliżają się do granicy "strefy przyjaznej dla psów" ze "strefą nieprzyjazną dla psów", zatrzymują swój wzrok na znaku zakazu po czym stwierdzają, że pewnie został powieszony dla zabawy albo z jakiegoś innego równie błahego powodu i jakby nigdy nic przekraczają Granicę.

Tutaj muszę wspomnieć o pracownikach ośrodka, którzy tylko obserwują tę sytuację i nie reagują, bo - się boją? Bo im wszystko jedno? Nie wiem.

W tym momencie powinno nasunąć się pytanie, co mi właściwie w tym wszystkim przeszkadza? Przecież ja też mogłabym zignorować zakaz i wejść z psem tam, gdzie nie można, tak jak inni. Otóż ja poważnie traktuję wszelkie przepisy i denerwuję się kiedy przychodzi mi jakiś złamać. Jeśli widzę, że z psem gdzieś wejść nie można to tego nie robię. I albo wybieram inne miejsce, abo zostawiam psa pod opieką jakiegoś członka rodziny i sama wstępuję na dany teren. Boli mnie to, że ci, którzy z własnej woli lekceważą sobie obowiązujące zasady w gruncie rzeczy wychodzą na tym lepiej. A ten, kto chce być uczciwy i stosuje się do panujących reguł jest zazwyczaj z tego powodu w pewien sposób poszkodowany i odczuwa stratę możliwości, która tak naprawdę nigdy nie została mu dana. Jeśli rozumiecie, o co mi chodzi.

Najpierw człowiek się trudzi, żeby jakoś zorganizować psu opiekę, żeby to wszystko poukładać: "teraz my pójdziemy na plażę, a wy posiedzicie z psem przy samochodzie, a potem się zamienimy, a zamiast iść do baru i tam zjeść kolację wyślemy ciebie, to nam kupisz jedzenie i przyjdziesz do nas; chyba nie pójdziemy na ten występ kapeli wieczorem, bo tam z psami nie można, zamiast tego pogramy sobie w coś...". A potem widzi kilka osób w barze siedzących sobie bezkarnie ze swoimi pupilami na kolanach albo leżących razem z nimi na plaży i człowiekowi się ciśnienie podnosi, że on też by tak chciał, ale jego sumienie każe być posłuszne zakazowi i przez to więcej traci niż zyskuje...

Uważam, że owi postępujący wbrew regułom właściciele psów powinni przestrzegać tego typu zakazów, ponieważ w ten sposób okazują szacunek nie tyle samym zasadom, co przestrzegającym ich osobom.

*   *   *

To moje przemyślenia w tej sprawie. A Wy co sądzicie na ten temat? Też Wam przeszkadzają takie sytuacje? Przymykacie oko na psy wprowadzane tam gdzie nie powinny czy może uważacie, że właściciele tych zwierzaków postępują nie fair, tak jak ja? Wypowiedzcie się!

PS: Na razie nie zdradzam, w jakim kraju (a właściwie krajach) spędzamy wakacje. Relacja z wyjazdu pojawi się jeszcze w tym miesiącu :)

13 komentarzy:

  1. Mnie też to irytuje a najbardziej mnie denerwuje gdzie można chodzić z psami np. nad wodę i nagle ludzie się czepiają, że są psy mimo, że zakazu nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to z kolei problem w drugą stronę, ale myślę, że nie mniej powszechny. I takim ludziom nie wytłumaczysz, że tutaj pies może przebywać, oni i tak będą stawiali na swoim...

      Usuń
  2. Mnie bardziej wkurza, że taki zakaz częściowy przez łamanie może się zmienić w zakaz całkowity i poszkodowani będą wszyscy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że jednak tak się nie stanie, bo za pobyt psa też się płaci i raczej nie zrezygnowaliby z tego dodatkowego źródła zarobku zwłaszcza, że właściciele psów stanowią całkiem spory procent klientów.

      Usuń
  3. Hmmm tam gdzie ja bywałam, a był zakaz wprowadzania psa - pracownicy od razu zwracali uwagę na łamanie regulaminu :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie to tak denerwuje, że jestem w stanie podejść i zwrócić uwagę. Nie brałam psa nad morze, bo wiedziałam, że muszę to dokładniej rozplanować, znaleźć miejsce i ośrodek. Sama się z tym męczyłam, że Roxi została w domu... Patrząc jednak na ludzi krew mnie zalała! Ignorują zakaz przychodzenia z psem na plażę. Wchodzą bezkarnie... Co gorsza - spuszczają psy ze smyczy... Bo mały piesek nic nie zrobi? Pff... Ujada, biega.. Zakłóca spokój innym...
    Nie mam nic przeciwko wakacjom z psem, ale innych powinno się uszanować i uszczęśliwiać niektórych swoimi pupilami.. I biorąc psa na wakacje należy pomyśleć o wszystkim, a także o miejscach, w których pies będzie przebywał.

    Pozdrawiamy,
    Monia i Roxi,
    http://psie-perypetie.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Doskonale Cię rozumiem i jednocześnie współczuję konieczności zostawiania psa na campingu.
    Niestety łamanie takich przepisów w moim odczuciu dotyczy częściej osób z małymi pieskami na rękach, bo te przecież w razie czego można szybko schować do torby, albo pod pachę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, większość obecnych w "zakazanych strefach" psów to byli przedstawiciele ras małych lub miniaturowych, tych większych jakoś nie było widać... ;)

      Usuń
  6. Wiesz, mnie też to irytuje, ale Polacy uważają, że przepisy są po to, żeby je łamać :P Czasami wystarczy podjechać na bardziej dziką plaże (gdzie zakazu nie ma) i można bawić się do woli ;) Ale po co zadawać sobie tyle trudu - lepiej po ciuchu przemycić na rączkach. Ludzie zawsze będą kombinować tak, żeby im było dobrze i musimy się do tego po prostu przyzwyczaić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My właśnie któregoś dnia skorzystaliśmy z takiej dzikiej plaży i nie było problemu, ale jednak większość wyjazdu to były campingi gdzie trzeba było kombinować.

      Usuń
  7. Wiesz, drażni mnie samo powiedzenie, że zakazy są po to aby je łamać. Podobnie jak Ty uważam, że ustanowiono pewne normy, zasady, zakazy i nakazy w konkretnym celu. I nawet jeśli osobiście nie zgadzam się z jakimś to nie znaczy, że nie muszę go przestrzegać... ale jak widać są różni ludzie i różne myślenie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja osobiście uważam ze tych zakazów nie powinno być. Będąc w Austrii (http://staffikxbasenji.blogspot.com/2015/08/z-psem-w-alpy-austriackie-cz1.html http://staffikxbasenji.blogspot.com/2015/08/z-psem-w-alpy-austriackie-cz2.html) Takie zakazay w ogóle nie istniały, a psy mogły wchodzić do odrestaurowanych XIII wiecznych zamków. I co? Da się? Da się. Tylko Polacy, dla własnej wygody i leniwości, by zignorowali że ich "słodki joreczek" nasrał do zabytkowego buta Mieszka I. Tam takich sytuacji nie ma. Po prostu uważam że zakazy nie powinny istnieć, a istnieją dla ludzi bez wewnętrznych zasad moralnych, którym potrzebne, zasady (czyli zakazy) No a Ci do zakzu się nie stosują. I tak mamy błędne koło ;)

    OdpowiedzUsuń

Z pewnością masz coś do powiedzenia - komentuj śmiało :) Każdy komentarz to +10 do motywacji!