poniedziałek, 29 lutego 2016

Moja pierwsza "Liebster Blog Award"


źródło

Jakiś czas temu otrzymałam od Marty wiadomość z nominacją do LBA. Jest to wyróżnienie przyznawanym początkującym blogerom mające na celu ich wypromowanie. Chcę bardzo serdecznie podziękować Marcie za tę nominację, a tym samym za uznanie. Byłam zaskoczona tym faktem, pozytywnie oczywiście. Nie myślałam, że mój, skromny przecież i niezbyt rozbudowany jeszcze, blog zasługuje już na jakiekolwiek wyróżnienie. :) Z drugiej strony było mi trochę głupio. Jak może zauważyliście, w tym roku nie opublikowałam jeszcze ani jednego wpisu, a to już prawie marzec! Na pytania jednak wypadałoby odpowiedzieć, co teraz czynię. I postanawiam poprawę w kwestii blogowania; wersji roboczych na bloggerze zalega mi całe mnóstwo i mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się przemienić szkice w warte opublikowania wpisy. Jednocześnie chciałabym zaznaczyć, że blogowanie nie jest sensem mojego życia. Traktuję je jedynie jako dodatkową rozrywkę, więc kilkutygodniowe przerwy w publikowaniu mogą mi się zdarzać. Piszę wtedy, kiedy mam na to ochotę, czas i tak zwaną "inspirację". Nie szukam tematów na siłę. Jeśli nie mam o czym napisać, nie piszę - proste.

Swoją drogą, fascynuje mnie nazwa tego wyróżnienia - Liebster Blog Award. Niemiecki z angielskim? To jakby polać lody waniliowe (albo jakiekolwiek inne) keczupem - niby oba składniki lubiane, ale połączenie raczej trefne. ;)

Dobra, lecimy z pytaniami!

sobota, 26 grudnia 2015

Najcenniejszy prezent

Na Święta wyjechaliśmy jak zwykle do rodziny, na wieś. Kocham polskie wsie, ale mają one niestety jedną poważną wadę, psującą całą ta sielankową atmosferę. Jest nią sposób, w jaki traktowane są tam zwierzęta, w szczególności psy. Nie muszę chyba tłumaczyć, na czym on polega. Z pewnością znacie ten obrazek - ujadające, zaniedbane czworonogi uwiązane na krótkich łańcuchach, bez dostępu do wody, a czasem i schronienia. Oczywiście jest też pewna liczba świadomych i odpowiedzialnych właścicieli, ale niestety w większości przypadków tak to właśnie wygląda.

Od lat toczę z krewnymi bój o polepszenie warunków życia ich psów i powolutku coś tam się zmienia. Jakiś czas temu z łańcucha trafiły do zadaszonego kojca, a szyi nie opasają im już mocno zaciśnięte, cienkie i ostre sznurki ani łańcuchy. Niestety nadal nie mają stałego dostępu do wody ("Jest zima, zimą pada śnieg, to się śniegu najedzą i po sprawie. Śnieg nie spadł? To już ich problem!"), a do jedzenia dostają namoczony chleb z resztkami ze stołu - rybimi ośćmi, czekoladowymi ciasteczkami czy zupą z całą jej zawartością, np. pieprzem. Serce mi pęka, jak na to patrzę, bo co ja mogę? Raz na kilka miesięcy nalać im wodę? Tłumaczę, proszę, rozmawiam, ale zmienić mentalność człowieka jest bardzo trudno. Szczególnie takiego, który swoje odziedziczone po przodkach nawyki pielęgnuje od wielu lat.

Za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do rodziny, staram się coś dla tych psów zrobić. Myję im miski, wymieniam wodę, głaszczę. Przywożę im psie puszki, suszone gryzaki, zabawki, nowe miski. Zastanawiałam się, co im sprawić tym razem. Przyszedł mi do głowy pomysł, genialny w swej prostocie, a jednak nie tak oczywisty*. W dzień wigilii, jadąc do miasta, a wcześniej zmierzywszy dokładnie oba pieski, wstąpiłam do sklepu zoologicznego i wyszłam z niego z nowiutką, piękną, skórzaną obrożą. Spacer - to jest to!

piątek, 4 grudnia 2015

Okaleczyłam swojego psa. [10 tygodni później]

Kiedyś na spacerze spotkałam pewną panią z suczką w typie jamnika. Dowiedziałam się, że jest ona adoptowana, nie pamiętam jednak już, czy jest z fundacja czy ze schroniska. Właścicielka suni w pewnym momencie rozmowy zaczęła żalić mi się, co też oni jej suni zrobili. A co zrobili? Wysterylizowali! Zaczęły sypać się argumenty mające utwierdzić mnie w przekonaniu, że uczynili psu wielką krzywdę. Pani właścicielka oświadczyła, że jej suka z pewnością jest przez to nieszczęśliwa. Przecież suka to powinna rodzić szczeniaki, bo jak ich nie ma, to nie czuje się spełniona. Pytała, jak to można tak pozbawić sukę tych narządów. Mówiła, że to jest takie okropne, i że szkoda jest jej swojego psa. Przekonywała, że jej sunia jest taka biedna i smutna ze względu na to, co jej zrobili. I że nad tak okaleczonym psem trzeba się użalać i mu to wynagradzać. Dodam, że skutki "wynagradzania" w chwili obecnej objawiają się zwisającymi boczkami u suni.

Któż nie słyszał podobnych słów padających z ust innego właściciela psa - przeciwnika sterylizacji? Któż nie słyszał o tym, że po sterylce suki tyją, stają się leniwe i nieszczęśliwe? I wreszcie - któż nie słyszał o panującym powszechnie przekonaniu, że suka przynajmniej raz w życiu powinna mieć szczeniaki? Sterylizacja, choć tak często wykonywana, to nadal dość kontrowersyjny temat. Dużo się o niej dyskutuje w środowisku psiarzy i niestety bardzo często jest ona ukazywana w złym świetle, pomimo wielu niezaprzeczalnych zalet. Obozy jej zwolenników i przeciwników zaciekle walczą, przy każdej okazji próbując dowieść słuszności swojego stanowiska w tym temacie. Z moich obserwacji wynika, że raczej nie zanosi się w najbliższym czasie na dojście do porozumienia. A może się mylę?

niedziela, 29 listopada 2015

W grupie siła! Relacja z drugiej edycji Spaceru Miejskiego w Warszawie

Pamiątkowe zdjęcie u celu wędrówki. Kto nas widzi? :D

Psi światek obfituje w przeróżne wydarzenia łączące pasjonatów sportów kynologicznych czy po prostu miłośników psów. Obserwuję, jak bardzo rozwinięta jest ta sfera życia (świadomego życia) z psem, od kiedy tylko dostałam własnego psa w swoje łapki. Okazuje się, że imprez związanych z kynologią, mniejszych czy większych, jest całe mnóstwo i nie sposób być obecnym na wszystkich, chociaż chciałoby się. Staram się nie być biernym obserwatorem w tej kwestii. Chcę brać czynny udział w różnych psich wydarzeniach, więc gdy tylko widzę w sieci ogłoszenie o planowanej imprezie wczytuję się dokładnie w jego treść wyszukując kwestie, jak miejsce, koszt czy data, które mogłyby nam ewentualnie uniemożliwić wzięcie udziału. Kiedy przed oczami mignęło mi na fb wydarzenie zatytułowane "Spacer Miejski (...)" organizowane przez poniekąd znane mi osoby, w miejscu oddalonym od nas o akceptowalną odległość, o pasującej dacie i całkowicie niepłatne, wiedziałam, że muszę tam być choćby nie wiem co. Zadeklarowałam naszą obecność i w taki oto sposób trafiłyśmy na nasz pierwszy grupowy spacer. Kolejny krok ku byciu bliżej kyno - światka, bliżej swojej pasji. :)

środa, 30 września 2015

Pierwsza wizyta na psim wybiegu (Ogród Krasińskich)

Od dwóch i pół roku, pomijając wakacje i okazjonalne wyjazdy całą rodziną, na spacery chodzimy z Azrą ciągle w te same miejsca. Kursujemy między Lasem Bródnowskim, Parkiem Bródnowskim, a okolicami naszego osiedla. W końcu stwierdziłam, że dość tej monotonii! Czas zacząć ruszać się gdzieś dalej, bo ten lasek i park, chociaż fajne i tak dalej, to już niestety wychodzą mi bokiem. Są jeszcze Pola Mokotowskie (na których i tak rzadko bywamy), ale w takiej od nas odległości, że jak mam szykować się na taką "wyprawę" to już wolę pojechać gdzieś indziej w podobnej odległości, a zobaczyć coś nowego. Zainspirowana tym brakiem różnorodności w naszym spacerowym harmonogramie postanowiłam poszperać trochę w internetach i wyszukać jakieś nowe, ciekawe miejsca na spacer z psem. Na razie tylko w obrębie Warszawy ze względu na dysponowanie przez nas ograniczona ilością środków transportu, ale kiedyś, mam nadzieję, wyjdziemy też poza granice tego miasta.

W tygodniu nie ma czasu nawet na porządny spacer w okolicy, a co dopiero gdzieś dalej, więc nasze "wyprawy w nieznane" będą odbywały się w weekendy. Chciałabym utrzymać stałe tempo - jedno nowe miejsce co weekend. I tak aż do wyczerpania pomysłów :) A potem kontynuować weekendowe wyprawy w te miejsca, które najbardziej nam się spodobają. Moja lista, na którą nawet poświęciłam oddzielną blogową zakładkę (zajrzyjcie :) zawiera między innymi wybieg dla psów przy Parku Krasińskich i od tego właśnie miejsca rozpoczęłyśmy naszą "misję". Dlaczego? Sporo o nim słyszałam, a poza tym nigdy wcześniej nie byłyśmy na żadnym, nawet najmniejszym wybiegu dla psów i byłam ciekawa, jak to w praktyce wygląda. Dzisiaj publikuję relację z tejże wycieczki :)