Owa pani i X to typowy przykład niedopasowania człowieka do psa. Na początku nawet zdarzyło się X pobawić parę razy z Azrą, ale im więcej czasu mija, tym jest gorzej i w chwili obecnej nie ma mowy o jakimkolwiek ich kontakcie. X jest bowiem bardzo nerwowym, lękliwym i zamkniętym w sobie psem. Cały czas chodzi spięta, ogon trzyma pomiędzy nogami, uszy cały czas kładzie po sobie; nigdy nie widziałam jej choć przez chwilę rozluźnionej. Kiedy idzie ze swoją Panią na smyczy, jest ona zawsze napięta, X nie drepcze wesoło i nie wącha trawy tylko na sztywnych nogach kroczy powoli i bardzo starannie unika jakiegokolwiek kontaktu z Panią. W jej oczach ewidentnie widać przerażenie, strach przed całym światem i wydaje mi się, że przed swoją właścicielką także.
To
straszne kiedy pies boi się swojego właściciela, a po niej widać to gołym
okiem. Zachowuje się podobnie jak Azra kiedyś, tyle że ją udało mi się już prawie
z tego wszystkiego wyleczyć. Nie jest idealnie, ale z każdym dniem coraz lepiej
:) Tymczasem jej właścicielka chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że to ona
jest problemem i to przez nią jej pies cierpi.
Przykładowa sytuacja: jestem
sobie z Azrą na spacerze, zauważam Panią z X. X biega sobie luzem po
krzaczorach, my powoli idziemy w ich stronę z zamiarem spokojnego minięcia się.
Pani nagle woła X, ale X nie przychodzi (swoją drogą, wcale się jej nie
dziwię). Co robi Pani? Krzyczy głośno imię X i woła dalej, coraz bardziej
zdenerwowanym tonem. X nadal buszuje w krzaczkach. W końcu X, po licznych
groźbach ze strony właścicielki, z podkulonym ogonem, powoli, po łuku, wraca do
właścicielki. Ja tu się zastanawiam czy Pani ma ze sobą jakieś smaczki żeby
psiaka chociaż nagrodzić, a szanowna Pani co robi? Krzyczy na X i uderza ją smyczą,
kilka razy! Pies truchleje ze strachu, jest prawie sparaliżowany, emanuje
czystym przerażeniem. W tym momencie wryło mnie w ziemię, nie mogłam uwierzyć
własnym oczom. Było mi szalenie szkoda tej psiny, współczułam jej całym sercem,
a jednocześnie byłam zażenowana i zszokowana zachowaniem właścicielki. Właśnie ukarała ona swojego psa za to, że do niej przyszedł. To mi wygląda na kompletny brak zrozumienia psiego toku rozumowania. W głowie
zrodziło mi się pytanie „kto w ogóle dopuścił do tej adopcji?”. Chyba ktoś
skrajnie nieodpowiedzialny. Ta osoba w ogóle nie powinna mieć żadnego
zwierzęcia skoro tak postępuje w stosunku do swojego psa. Zakładam, że takie
sytuacje mogły zdarzać się częściej. Dobrze, że nie na moich oczach, bo nie
ręczyłabym za siebie.
Wraz z upływem czasu X stała się agresywna w stosunku do
innych psów. Doświadczyłam tego w poniedziałek, kiedy szłam z Azrą do parku.
Myślałam, że spokojnie sobie obok nich przejdziemy, X była na smyczy, a kiedyś przecież nawet się lubiły. Kiedy je
mijałyśmy X mocno wyrwała do Azry z nieprzyjemnymi zamiarami, a Pani ledwie ją
utrzymała. Azra oczywiście przerażona, z najeżoną sierścią odskoczyła w bok, co bardzo mnie zirytowało, bo nadal ciężko pracujemy nad socjalką i nie mam
zamiaru cofać się kilka kroków w tył przez taką jedną X, a właściwie jej
nienormalną właścicielkę. Nie mówiąc nic poszłam dalej w tle słysząc, jak Pani
mówi do X coś w stylu „no co ty robisz, widzisz, że piesek się ciebie boi”
tonem, jakim normalna staruszka rozmawia z sąsiadką o pogodzie czy kalafiorowej.
Tonem takim, jakby to z moim psem było coś nie tak – bo przecież żaden normalny
pies nie obawia się agresywnego pobratymcy… Droga Pani, powodzenia życzę.
Nie
chodzi mi o to żeby kogokolwiek tutaj oczerniać. Jestem po prostu przerażona i
bardzo zasmucona tym, co zmuszona jestem oglądać i chciałam się z Wami tym
podzielić. Za każdym razem kiedy mijam Panią i X na ulicy pęka mi serce na
widok tego biednego psa i jego niczego nieświadomej właścicielki, z każdym dniem pogarszającej sprawę. Załatwiła dla X kaganiec i myśli, że wszystko jest ok, bo się ludzie nie czepiają. Najchętniej
zabrałabym od niej X, powiedziała, że wszystko będzie dobrze, że już nikt jej
nie będzie bił i na nią krzyczał, że może odetchnąć i że znajdę jej najlepszy
możliwy dom. No niestety – marzenia ściętej głowy… Na siłę psa zabrać nie mogę.
Rozumiem, że nie każdego stać na behawiorystę, o ile w ogóle ma pojęcie
o istnieniu takiej osoby, ale można poszukać
pomocy wśród znajomych, rodziny, sąsiadów. Tylko że Pani zdaje się nie widzieć
problemu i to jest najgorsze. Ludzie, którzy uważają, że wszystko jest 'ok' kiedy nie jest, są do kitu.
Okropnie męczy mnie ta bezsilność, myśl, że nic
nie mogę zrobić, że nie mogę pomóc temu psu i temu człowiekowi w znalezieniu wspólnego języka. Wokół
mieszka tylu wspaniałych ludzi, którzy nieporównywalnie lepiej zaopiekowaliby się X rozumiejąc i uwzględniając jej potrzeby, pomagając jej przezwyciężyć lęk i agresję, a ona musiała trafić akurat na tę
niewłaściwą osobę. To bardzo niesprawiedliwe.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to odosobniony przypadek, z pewnością jest takich wiele. Uważam, że każdy potencjalny adoptujący psa powinien przechodzić podstawowe szkolenie z zakresu opieki nad zwierzęciem wymagającym szczególnej troski, mającym problemy behawioralne czy zdrowotne albo przynajmniej poddawany był szczegółowemu wywiadowi w celu upewnienia się czy na pewno jest w stanie sprawować opiekę nad tym czy innym czworonogiem. Niestety często jest to zaniedbywane i potem mają miejsce nieprzyjemne sytuacje i nieporozumienia, a w najgorszym przypadku zwroty psów z adopcji. Dodam, że fundacja, z której adoptowaliśmy Azrę także nie była zbyt zainteresowana naszą wiedzą na temat zajmowania się psem (która wtedy była na prawie zerowym poziomie), na co zwróciłam uwagę dopiero teraz.
Mogłaś coś powiedzieć tej Pani, by nie biła psa za to, że do niej przyszedł. Bo niedługo w ogóle do niej nie przyjdzie. Ucieknie, nie wróci, wpadnie pod koła...
OdpowiedzUsuńGdyby to było takie łatwe... Tak jak wspominałam, Pani nie widzi problemu. Ciężko jest takiej osobie przemówić do rozsądku i wytłumaczyć takie kwestie zwłaszcza, że ma ona już swoje lata, a jak mawiają "starych drzew się nie przesadza". Oczywiście jest to możliwe, ale na pewno nie po jednej rozmowie, więc już nie chciałam się wtrącać.
UsuńHmm wiem, że takim to ciężko przetłumaczyć cokolwiek, ale jak nie spróbujesz to się nie dowiesz :)
OdpowiedzUsuńJa poczekałabym aż będzie bez psa, albo Ty zostawsz Azrę w domu, tak żeby psiaki się nie gryzły, nie trzeba było ich odciągać od siebie w trakcie rozmowy. Podejdź, powiedz, że obserwujesz psiaka już jakiś czas, że masz doświadczenie w szkoleniu, socjalizowaniu itd. (przecież nie musi wiedzieć, że nie masz dyplomu, liczy się, to że spojrzy innym okiem niż jakbyś podeszła i zaczęła się wg niej wymądrzać) Przeproś, że się wtrącasz,że nie chcesz wyjść na przemądrzałą, tylko chcesz pomóc. Powiedz, że zaobserwowałaś u psa i niestety u niej nieprawidłowe zachowania. Zapytaj czy nie chciałaby dowiedzieć się co w swoich relacjach z psem robi źle itd. Prawdopodobnie wiedziona ciekawością przystanie na Twoją próbę pomocy. Dalej to już od Ciebie zależeć będzie,w jakim tonie przekażesz jej informacje, jak ona je przetrawi i co z nimi zrobi. Aczkolwiek spróbować możesz zawsze, za to po głowie nie dostaniesz, najwyżej odmówi :)
Powodzenia, daj znać!
Kurczę, nie wiem czy zdobędę się na odwagę. Nie chcę właśnie wyjść na kogoś, kto się wtrąca w nie swoje sprawy albo narzuca komuś sposób postępowania w jakiejś sprawie. Zwłaszcza, że między nami jest bardzo duża różnica wieku, a takie starsze osoby raczej nie są skłonne do słuchania, co mają do powiedzenia tacy "g**niarze" jak ja ;)
UsuńDlatego właśnie mocno akcentuj to, że nie chcesz się wtrącać, a jedynie pomóc. Jak odmówi to trudno, przynajmniej nie będziesz żałować, że nie spróbowałaś :)
UsuńKilka lat byłam wolontariuszką w schronisku i powiem szczerze, że tam nikt nie pytał się o warunki w jakich będzie przebywał pies :/ Jak ktoś chciał adoptować to od razu Pani dawała mu psiaka, wypełniali formalności i wio do domu. Bardzo często zdarzało się, że ludzie oddawali psy, które adoptowali. Ba, zdarzył się nawet labladorek oddany x7 razy, bo brany jako pies rodzinny skakał na dzieci... Nie będę tego komentować.
OdpowiedzUsuńNiestety takich sytuacji jest pod dostatkiem, szczególnie u osób starszych, które totalnie nie rozumieją, że można porozumieć się z psem w prosty, bezbolesny sposób. A przetłumaczenie im tego jest praktycznie niemożliwe :/ Serce się potem kraja nad takim psiakiem, któremu za każde źle wykonane zadanie (a nawet i to dobre) wymierzana jest kara...
No cóż, skoro nawet nie spróbowałaś z nią porozmawiać bo się boisz... dla mnie to - wybacz - zwykła hipokryzja. Napisać na blogu jest łatwo, zrobić coś konkretnego to już nie takie hop-siup, prawda? Jak ktoś, kto pisze, że psiny szkoda i mimo wszystko nie reaguje.. to cóż.
OdpowiedzUsuńPowiedzieć, że rozmowa nic nie da mogłabyś, gdybyś spróbowała raz, drugi, trzeci i nic z tego by nie wyszło. Wtedy ok - całego świata nie zbawimy. Ale skoro nawet slowem nie pisnęłaś...?
Ja nie mówię o rozdarciu się na nią, tylko o próbie rozmowy - załapaniu najpierw kontaktu (przecież jak się ma psy to łatwe!) a potem rozmowie - grzecznej, kulturalnej, propozycji pomocy. Nie wymądrzaniu się, tylko pogadaniu.
Pozdrawiamy!
Śledź też pies
To prawda, że bez rozmowy z tą panią się nie obejdzie. Możesz jednak spróbować inaczej - nie naginać jej do innych metod układania psa, ale wypytać skąd ten pies pochodzi. Może jest z jakiejś fundacji? Warto wtedy się zgłosić to takiej organizacji i zgłosić problem. Możesz też podsunąć tej Pani książkę o szkoleniu psów - moje "Pozytywne szkolenie psów dla żółtodziobów" to książka przechodnia, jak tylko widzę, że ktoś ma problem z psem to pożyczam. Nie mówię "widzę, że sobie nie radzisz, poczytaj" - bo to jest odbierane jak atak. Ale raczej "wiesz, mam taką książkę, bardzo śmiesznie napisana, ale wszystkiego z niej się dowiedziałam". Mam o tyle łatwiej, że moje psy są bardzo usłuchane, więc ludzie nieraz pytają, jak to robię - i wtedy daję książkę. Na pierwszej stronie tylko się podpisałam i napisałam numer telefonu, żeby książka nie "znikła" ;)
OdpowiedzUsuńJeśli boisz się zagadać w sprawie psa jako takiego, to może powiedz "chciałabym poćwiczyć z moim psem komendy przy innym psie, mogę chwilę koło pani suczki?". To były dobry wstęp do rozmowy, a może babka zainteresuje się tym, co robisz, dlaczego i jak szkolisz itd. Próbuj, będziesz miała dobry uczynek na koncie! A jeśli kobieta Cię ofuka, to trudno, próbowałaś.
Daliście mi dużo do myślenia i spróbuję zrobić coś w tym kierunku, książki jako takiej żeby była prosto napisana i przystępna nie mam, ale chyba dobrym początkiem będzie nawiązanie po prostu jakiejś relacji. Postaram się zagadać przy najbliższej okazji :)
UsuńPrzed chwilą rozpisałam się na temat powyższej starszej pani, ale strona odświezyła mi się, i moje słowa poszły na marne (szloch). Opowiem o przypadku z mojej okolicy, trochę innym, ale o agresji. Pies, a właściwie suczka, jest dość starym alaskanem. Wygląda na słodkiego, puchatego miśka, a tak naprawdę to dosłownie morderca. Zagryzł już dwa psy. I co? I oczywiście nikt z tym nic nie zrobił. Gdyby ten pies pogryzł mojego psa (odpukać), to bez wahania zgłosiłabym to gdzieś z rodzicami. Najlepsze jest to, że pies chyba nigdy nie widział kagańca. Szkoda tych psów, bo jednego znałam i był świetny (choć zaczynał juz się trochę rzucać, i zapewne dlatego zginął), a jeszcze bardziej szkoda rozumu właściciela.
OdpowiedzUsuńwww.maniolowo.blogspot.com
Tak samo, jak tamtych psów, żal mi tej agresywnej suczki. Musi borykać się z wieloma problemami, np. emocjonalnymi i to musi być dla niej trudne. Nie dziwne, że frustrację rozładowuje poprzez agresję... Rzeczywiście, takie psy obowiązkowo powinny nosić kagańce, dla komfortu swojego i innych.
UsuńKochana, z tą panią nie ma co dyskutować. Pracuję w sektorze zoologicznym. Codziennie tłumaczę ludziom wiele rzeczy, poczynając od tego dlaczego dawanie psu parówek na śniadanie to błąd kończąc na tłumaczeniu, że kupno kolczatki nie rozwiąże problemu chodzenia na smyczy. Kiedyś do mojego psa podbiegł, pomimo wołań właściciela, młody labrador. Pan dopadł go i zaczął lać smyczą. Powiedziałam, że ma przestać, bo to nic nie da i nie tak się wychowuje psa. Zero reakcji, więc zwyzywałam go od sadystów i zagroziłam, że wezwę policję. Owszem przestał, mi powiedział, że pies ma być mu posłuszny. Takich ludzi jest wiele. Jeśli ktoś bije psa, to znaczy, że taką ma mentalność i mało prawdopodobne, żebyś go przekonała do systemu nagród. Pies, o którym piszesz jest znerwicowany. Nie obrywa tylko na chodniku za nieposłuszeństwo. Obrywa też w domu. Za to, że wskoczył na kanapę, że położył się w przejściu, że wyjadł coś ze śmietnika, że cokolwiek. Są ludzie, którzy potrzebują chłopca do bicia. Jeśli pies, który początkowo jest spokojnym, rozluźnionym osobnikiem staje się napięty jak struna, to znaczy, że jest niszczony psychicznie. Tą panią powinno się nagrać z ukrycia jak bije psa smyczą i wysłać nagranie do najbliższej fundacji, żeby odebrali psa. Jeśli zgłosisz sprawę na policję, pies w najlepszym razie trafi do schroniska, w najgorszym (i niestety najprawdopodobniejszym) oberwie za to, że sprawia kłopoty. Jeśli zajmie się tym fundacja, pies trafi do Domu Tymczasowego i będzie wtedy adoptowany z uwzględnieniem wizyty przedadopcyjnej i wywiadu środowiskowego.
OdpowiedzUsuńCo najgorsze te osoby najwidoczniej czerpią jakąś satysfakcję, przyjemność z zadawania zwierzętom bólu i akcentowania swojej dominacji. Według mnie jeżeli osoba nie chce przejrzeć na oczy, poznać innego sposobu na porozumiewanie się z psem powinno się takie przypadki bez wahania zgłaszać na policje.
UsuńJa też nie cierpię, gdy coś mi przeszkadza (szczególnie jak chodzi o zwierzaki), a nie mogę nic zrobić...
OdpowiedzUsuńMam podobnie-tuż obok mojego bloku mieszka 3 os. rodzina, i wyrośnięty szczeniak onka, suka. Na początku było fajnie, spacerki, zabawy, bieganie luzem po podwórku. Piesek podrósł, zaczął dokazywać i co? Uwiązali ją na podwórku, biedna musi siedzieć masę czasu na łańcuchu, który ją drażni (pies skomle i szarpie się na nim). Niedługo idę na szkolenie z moim, i się dowiedziałam, że i właściciele onka idą, 'bo mają problemy'... Szczeniak, całe dnie na łańcuchu, bez spacerów, zabawy. Oni jeszcze śmią się dziwić, że są jakieś problemy...
A to nie wszystko, nie raz widziałam jak małą 'pan' bije za nic, min. gdy trzymał ją na smyczy i śmiała zrobić kroczek, to na chama pociągnął ją do góry, że wisiała w powietrzu (prawie dorosły onek)... Bił ją, jak chciała coś powąchać, gdy pan stał w miejscu i go lekko pociągnęła. Biedna aż płakała, ale ten bydlak nie ma litości.
Chciałam to nie raz zgłosić do animalsów, ale to dobrzy znajomi moich rodziców, i prócz tego, co ten facet robi z nią, gdy wydaje mu się że nikt nie widzi, i przesiadywania na łańcuchu, mała jest zadbana...
No i jest punkt wyjścia-wiesz, ale nie powiesz, bo nie masz dowodów.
Sorki, że się tak rozpisałam ;/
Pozdrawiamy.
http://majkowaa.blogspot.com/